ďťż
 
 
   Klub utalentowanych dogomaniaków = Wiersze,opowiadania
 
 

Podobne

 
    
 

 

 

 

Klub utalentowanych dogomaniaków = Wiersze,opowiadania





Kamcia_14 - 04-11-2006 11:01
Założyłam ten topic z myślą o tych którzy piszą wiersze lub opowiadania . Możecie się tu pochwalić swoimi pracami :cool3:

Niewiele pamiętam z miejsca, gdzie się urodziłem. Było ciasne i ciemne i nigdy nie bawiliśmy się z ludźmi. Pamiętam mamę i jej miękkie futro, ale chorowała i była bardzo chuda. Miała niewiele mleka dla mnie, moich sióstr i braci. Większość z nich nagle umarła i strasznie za nimi tęskniłem. Pamiętam dzień kiedy zabrano nas od mamy. Byłem taki smutny i wystraszony. Dopiero co pojawiły się u mnie pierwsze ząbki i jeszcze potrzebowałem mamy. Biedna mama, była taka chora i ludzie powiedzieli, że chcą wreszcie otrzymać pieniądze i że mają powyżej uszu bałaganu, który robiliśmy. Tak więc, któregos dnia załadowano nas do skrzyni i wywieziono. Zostalo nas tylko dwoje. Przytulaliśmy się do siebie i strasznie się baliśmy. Nikt nie przyszedł nas pocieszyć. Tak dużo było nowych obrazów, dźwięków i zapachów!

Trafiliśmy do sklepu zoologicznego, gdzie były różne zwierzęta! Jedne gwizdały, inne miałczały, a jeszcze inne piszczały... Razem z siostrą zostaliśmy zamknięci w ciasnej klatce. Słyszeliśmy obok skomlenie innych szczeniąt. Widzieliśmy ludzi patrzących na nas - lubię tych małych ludzi - dzieci. Były takie słodkie i wesołe. I chciały się ze mną bawić! Dzień po dniu spędzalismy w małej klatce, czasem ludzie stukali w szybę, czasem ktoś nas podnosił i pokazywał ludziom. Niektórzy byli przyjacielsci i delikatni, inni sprawiali nam ból. Często słyszeliśmy jak mówią "Och, one są takie słodkie! Chcę jednego!", ale potem odchodzili. Moja siostra umarła następnej nocy, kiedy w sklepie było ciemno. Położyłem głowę na jej futerku i czułem jak życie opuszcza jej małe, chude ciałko. Kiedy rano wyciagali ją z klatki mówili, że była chora i powinna być sprzedana za niższą cenę i szybko opuścic sklep. Ja też miałem być sprzedany taniej. Nikt nie zwracał uwagi na mój cichy płacz, kiedy wyrzucili moją małą siostrzyczkę.

Potem przyszła do sklepu rodzina i kupiła mnie! Co za szczęśliwy dzień! Teraz już wszystko będzie dobrze! To są bardzo mili ludzie. I naprawdę mnie chcieli! Kupili mi miskę i dobrą karmę, a mała dziewczynka nosiła mnie delikatnie. Tak bardzo ją kochałem! Jej mama i tata mówili, że jestem słodkim i dobrym pieskiem! Nazwali mnie Angel. Uwielbiałem lizać moich nowych ludzi. Bardzo się o mnie troszczyli. Byli kochający i czuli. Uczyli mnie co dobre, a co złe, dawali mi pyszne jedzenie i dużo, dużo miłości! Niczego więcej nie chciałem, jak tylko podobać się im. Bardzo kochałem małą dziewczynkę i uwielbiałem się z nią bawić.

Potem poszliśmy do weterynarza. To było bardzo dziwne miejsce i bałem się. Dostałem kilka zastrzyków, ale moja mała dziewczynka trzymała mnie delikatnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, więc się odprężyłem. Weterynarz musiał powiedzieć mojej rodzinie coś złego, bo wyglądali bardzo smutno. Słyszałem coś o ciężkich wadach, dysplazji i o moim sercu.... Słyszałem jak powiedział coś o dzikich hodowcach i o tym, że moi rodzice nie byli badani. Nie wiedziałem co to znaczy, ale to było okropne patrzeć jak moja rodzina jest smutna. Ale nadal mnie kochali i ja kochałem ich tak bardzo!

Miałem już 6 miesięcy. Inne szczenięta były krzepkie i rozbawione, a mnie każdy ruch sprawiał ból. Ból nigdy nie znikał. I ciężko mi było oddychać gdy tylko trochę pobawiłem sie z moją małą dziewczynką. Bardzo chciałem być silnym psem, ale po prostu nie dawałem rady. Kilka razy byłem u weterynarza, ale zawsze wizyta kończyła się słowami "genetyczne" i "nic nie można zrobić". A ja tylko chciałem czuć na skórze promienie słońca, biegać i bawić się z moją rodziną!

Ostatnia noc była najgorsza. Nie mogłem nawet wstać i napić się wody, tylko krzyczałem z bólu... Próbowałem być silnym szczeniakiem, takim jak wiedziałem, że powinienem być, ale było to strasznie trudne. Pękało mi serce, gdy widziałem smutek dziewczynki, i gdy usłyszałem słowa mamy i taty "chyba już czas". Zanieśli mnie do samochodu. Wszyscy płakali. Byli tacy dziwni, a ja nie wiedziałem dlaczego. Czy byłem niegrzeczny? Próbowałem być dobry i kochający, co zrobiłem źle? Ach, gdyby tylko ten ból ustał. Nie mogłem nawet polizać łez na twarzy małej dziewczynki. Stół u weterynarza był taki zimny. Bałem się... Wszyscy ludzie płakali w moje futerko. Czułem jak bardzo mnie kochali. Z wysiłkiem polizałem ich ręce. Nawet weterynarz nie spieszył się dzisiaj i był bardzo serdeczny. Był delikatny. Mój ból się zmniejszył. Mała dziewczynka trzymała mnie delikatnie, lekkie ukłucie.... Dzieki Bogu, ból znika. Czuję głęboki spokój i wdzięczność. Sen: widzę moją mamę, moich braci i siostry na wielkiej, zielonej łące. Wołają do mnie, że tam nie ma bólu, tylko spokój i szczęście, więc mówię mojej ludzkiej rodzinie do widzenia w jedyny możliwy dla mnie sposób - lekkim machnięciem ogona i lekkim węszeniem. Chciałem z nimi spędzić wiele szczęśliwych lat... To nie powinno się stać! Zamiast tego przysporzyłem im tylko wielu zmartwień... - Widzisz - powiedział weterynarz - wiele szczeniąt nie pochodzi od porządnych hodowców. Ból zniknął i wiem, że minie wiele lat zanim ponownie zobaczę swoją ludzką rodzinę. A mogło być całkiem inaczej...

Historyjka pochodzi z www.westusie.blog.onet.pl
Zapraszam na bloga





Kala_Gracja_Kiwi - 04-11-2006 14:01
To straszne... dlatego potrzebni są hodowcy z powołaniem:-(



agara - 04-11-2006 14:14
jenyś... ja płacze... to okrutne... O-K-R-U-T-N-E poprostu brak mi słów... dlatego mam rodowodowego pieska... właśnie mocno ją przytulam, i myslami dziekuje p. Jance, że bada swoje pieski i nie rozmnaża ich byleby mieć kase...:(
To przykre, że tacy ludzie oddychają tym samym powietrzem co JA, czy ktoś kto myśli podobnie jak ja...
za wszystkie biedne psiaczki [*] <---- taki symbol... ( :( )



Niufomanka:) - 04-11-2006 14:16
:( Mam nadzieję, że ja będę właśnie takim hodowcą z powołaniem...:( Straszne





AnnaM - 04-11-2006 14:18
:-( no przykra historyjka



Ala_i_Bimbo - 04-11-2006 17:03
:-( Smutne, aż mi łza się w oku kręci...



Rybc!a - 04-11-2006 17:27
Czytałam. To smutne. :-(



Samturia - 04-11-2006 18:34
Oj nie raz to czytałam... za kazdym razem łezka w oku :(



bellatriks - 04-11-2006 18:37
Wydaje mi się, że tą historyjkę już umieszczono w temacie "Jak mogłeś?"...

co nie zmienia faktu, że jest b. smutna:-(



Rybc!a - 04-11-2006 18:58
Może zrobić jeden temat i po prostu za każdym razem wklejać do niego opowiadania, historie? Kamciu, co o tym myślisz?



Szczurosława - 04-11-2006 19:35
smutne, aż chcę się płakać...



Ciastek - 04-11-2006 20:19
ojejku, aż mi się łza w oku zakręciła :-( tą historyjkę powinni wywiesić w każdym sklepie zoologicznym, sprzedającym psy i koty!



Ciastek - 04-11-2006 20:22
a dokładniej to sprzedawcy....



beria - 05-11-2006 01:46
To nie tylko smutne, ale brutalnie prawdziwe. Namiary na hodowcę naszej Gertrudy dostaliśmy na ... wystawie :roll: Zarejestrowana hodowla, ale szczeniaki bez rodowodu. Guzik mnie wtedy rodowód obchodził, z rodowodem nie było akurat, bo takiego psa na początku szukałam, obdzwoniłam okoliczne oddziały ZK + właścicieli reproduktorów (prawie 8 lat temu strony internetowe ZK i hodowli praktycznie nie istniały) Dlatego pojechałam na wystawę. Hodowca nam powiedział, że to była wpadka z psem przywiezionym do strzyżenia. Później dowiedzieliśmy się, że naprawdę, to było krycie pomiędzy bratem a siostrą - totalny inbred :shake: Na takie posunięcie decydują się naprawdę doświadczeni hodowcy, ryzykując dla uzyskania doskonałego potomstwa, gotowi poświęcić cały miot, jeśli będzie miał wady genetyczne :shake: Matka Gertrudy na 100% miała uprawnienia hodowlane, nie mam pewności, co do ojca. Gerda jest dzięki Bogu wolna od wad genetycznych, tak sądzę, przynajmniej przez jej prawie ośmioletnie życie nic o tym nie wiem. My mielismy szczęście, nie wiem jak jej rodzeństwo :roll:



Kamcia_14 - 05-11-2006 08:41

Może zrobić jeden temat i po prostu za każdym razem wklejać do niego opowiadania, historie? Kamciu, co o tym myślisz? Niezły pomysł ;]]
Nie opłaca sie każdej historyjki którą znajde xDe wklejać do osobnego tematu
Tylko trzeba Nazwe zmienić ;pp



bellatriks - 11-11-2006 21:29

Niezły pomysł ;]]
Nie opłaca sie każdej historyjki którą znajde xDe wklejać do osobnego tematu
Tylko trzeba Nazwe zmienić ;pp
wlasnie do tego sluzy temat "Jak mogłeś", tam jest kilka takich historyjek, niestety nie moge go znalezc, chyba wyszukiwarka szwakuje:shake:



Kamcia_14 - 20-11-2006 22:12

wlasnie do tego sluzy temat "Jak mogłeś", tam jest kilka takich historyjek, niestety nie moge go znalezc, chyba wyszukiwarka szwakuje:shake: Ja też probowałam znaleźć temat 'jak mogleś' ale jakoś mi sie nie udało :shake:Ale wyszukiwarka jest ok bo na wszystkie inne tematy działa



Kitka20 - 21-11-2006 00:00
popłakałam się to zalekko powiedziane ja się poryczałam:-( :-( :-( :placz: :placz: :placz: :placz: :placz:



zdrojka - 21-11-2006 01:40
Jeszcze płaczę...
Maluuuuuszkiiiii :placz:



bea100 - 21-11-2006 08:28
Nie płakać a spróbować coś zrobić na swoim podwórku.
Jest tylko jeden sposób bo niestety; popyt nakręca podaz.
Co robić?
Banować i nie kupować psów z rozmnażalni. Uświadamiać innych ludzi obok. Cierpliwie tłumaczyć. Niech sztandarowy slogan rozmnażalni w naszym kraju:,,pies rasowy" i dla przeciwwagi (?!?),,pies do kochania" nareszcie przestaną funkcjonować.
Jak nie będzie chetnych/kupujących to ten proceder upadnie, Ale- do tego potrzeba i wiedzy i świadomości...:shake:



Kitka20 - 21-11-2006 13:35
trudna sprawa bo ludzie wolą dać mniej kasy niż więcej a mieć zrodowodem ludzie nie rozumieją oni myślą "na co mi pies z rodowodem jak nie zamierzam go rozmnażać czy wystawiać" taka jest smutna prawda



tkacka - 21-11-2006 13:55
...rodowod jest potwierdzeniem pewnych cech danej rasy, typu psa, charakteru...



Kamcia_14 - 21-11-2006 14:35
Następne opowiadanie :(

Pamiętam jak dziś. Moją matkę. Jej zapach, czarną sierść… I rodzeństwo. Ich też pamiętam. Braci, siostry… Wszyscy czarni jak mama. Tylko ja… Jedyny. Łaciaty, ze stojącymi uszami – pewnie po ojcu. Zresztą czy to ważne? I tak nigdy go nie znałem…
Pamiętam, kiedy Ty i Twoja rodzina przyszliście do nas. Od razu mnie wypatrzyliście. Byliście zachwyceni. Tacy upojnie podnieceni. Tacy szczęśliwi. Tacy przyjaźni. Potem odjechaliście i znów za jakiś czas wróciliście. Pamiętam jak się cieszyłem, gdy Twoja córka, prawie już dorosła głaskała mnie za uszami. Pamiętam jak Ty i Twój synek pokazywaliście Pani, jakie mam „fajne uszka” i jak „fajnie ganiam za piłeczką”. A potem… A potem zabraliście mnie od matki i rodzeństwa. Do „domu”.
Poznałem „dom”. Poznałem Was i Was pokochałem. Kochałem Ciebie i Twoją rodzinę. Kochałem pieszczoty, którymi mnie tak szczodrze obdarowywaliście. Kochałem zabawy z Twoim synem i kiedy potajemnie zabierał mnie do siebie, do łóżka, mimo, że tego zabraniałeś. Kochałem Panią i jej zawsze pachnące pysznościami ręce. Kochałem Twoją córkę, która zabierała mnie na łąkę, bawiła się ze mną. Kochałam Ciebie… Za to, że byłeś.
Dorastałem. Stawałem się coraz większy i większy. Moje uszy zrobiły się gackowate, a nogi długie i chude. Wyraz pyska spoważniał. Nie byłem już tą kochaną kulka, którą zabrali w zimę. Chociaż nadal Was kochałem tak samo, może nawet mocniej. Mimo, że mój charakter się nie zmienił… Wy zaczęliście traktować mnie jak wyrzutka. Odganialiście z aprobatą, gdy się z Wami witałem. Twój syn i jego koledzy już nie rzucali mi piłki, woleli raczej kopać i szturchać mnie, kiedy tylko się położę. Pani nie dawała już smakołyków. Gdy próbowałem wejść do kuchni, dostawałem ścierką. Twoja córka gdzieś zniknęła, mówiliście, że się wyprowadziła. Wraz z nią zniknęły wypady na łąkę. Głaskanie i pieszczoty. A Ty… Nie brałeś już smyczy i nie wołałeś mnie żebym poszedł z Tobą na spacer; zamiast tego miało wystarczyć mi „podwórze”. Nie brałeś piłki i nie zapraszałeś do zabawy. I mimo, że to wszystko odeszło, nadal Cię kochałem. I mimo, że dostawałem smyczą za każdym razem, gdy choćby pisnąłem, abyś mnie wypuścił na zewnątrz, byłem Ci wierny. I nawet, kiedy uderzyłeś mnie kijem i kopnąłeś, gdy rzuciłem się w Twojej obronie na jakiegoś mężczyznę, który krzyczał na Ciebie i groził pięściami, gotów byłem nadal Cię kochać, a o tych złych chwilach zapomnieć. Bo nie to, jacy byliście się dla mnie liczyło, ale to, że w ogóle jesteście i że jest gdzieś ktoś kogo mogę bronić i kochać.
A gdy po raz kolejny spróbowałem Cię bronić, przed tamtym mężczyzną, znów mnie pobiłeś. Potem na podwórzu pojawił się domek z desek – niski i brzydki. A wraz z nim – dzwoniący, zimny i ciężki łańcuch i ciasna obroża zaciskająca się, gdy tylko za mocno się ruszyłem. I nawet wtedy, gdy zapinałeś mnie do tego łańcucha, kochałem Cię. Jednak, gdy chciałem Ci to pokazać i polizać Cię, Ty uderzyłeś mnie dłonią w pysk.
Nawet nie wiedziałem, że zostanę przy budzie dłużej. Spędzałem tam noce i dnie. Tylko od czasu do czasu Twój syn, lub Ty pojawialiście się, aby postawić mi miskę z resztkami. A za każdym razem, gdy próbowałem pokazać Wam jak na Was mi zależy – odwracaliście się z odrazą, a nie rzadko karciliście.
Mijały miesiące, znów robiło się zimno i mokro. Ostatnie, żółte liście smętnie opadały z drzew w strugach deszczu. A ja samotny, głodny i brudny wyłem. Wyłem z tęsknoty za Tobą. Mimo, że byłeś blisko stałeś się taki odległy, jak tamte czasy, kiedy spędzałem czas na zabawach z rodzeństwem. Wyłem, bo kochałem…
Spadł śnieg. Kolejna zima… W budzie było zimno i wilgotno. Sierść, brudna i posklejana zamarzała na mnie. Kichałem. Pchły dokuczały mi w każdej chwili. Łańcuch ciążył nieznośnie – byłem słaby. Głodny. A jednak pełen smutku i tęsknoty rzucałem się dookoła i szczekałem. Szczekałem na wszystko, co widziałem – miałem nadzieję, że to mnie uwolni i pozwoli siebie kochać. A potem… A potem moje szczekanie przeradzało się w żałosne wycie. Bo tęskniłem. Bo wiedziałem, że nic i nikt nie zastąpi mi Ciebie. A Ty byłeś zimny i ostry jak mroźne powietrze dookoła…
Wiosna nadeszła powoli i w strugach deszczu. Nawet, gdy zrobiło się cieplej przechodziły mnie dreszcze. Kaszlałem i kichałem. Uczucie wiecznego ssania w żołądku już mi tak nie przeszkadzało – przyzwyczaiłem się…
Koniec wiosny…
Ten dzień był taki piękny… Słońce świeciło jasno i było ciepło. Stałem w plamie słońca i wyłem. Poszczekiwałem. Chciałem abyś do mnie przyszedł choćby po to, żeby mnie kopnąć. Chciałem Cię znów zobaczyć, znów poczuć Twój zapach. Chciałem znów słyszeć jak się śmiejesz i cieszysz, że „tak śmiesznie biegam za piłką”. Ale Ty nie przychodziłeś… Zawyłem znów, w połowie głos uwiązł mi w gardle. Łańcuch zaciążył i pociągnął do ziemi. Skamlałem. Zatoczyłem się i upadłem. Skamlałem i wołałem. Błagałem żebyś przyszedł. Ale Ciebie nie było…
Nie pamiętam za wiele z tego co było potem. Wiem, że ktoś się z Tobą kłócił. Chciałem się podnieść i Cię obronić, lecz nie mogłem. Nie miałem siły. Zajęczałem tylko, na znak tego, że Cię kocham…
Potem ktoś podszedł do mnie i delikatnie uniósł mój pysk. Nie znałem go. Ściągnął obrożę. Podniósł mnie i wyniósł z podwórza. A ja znów skamlałem cichutko błagając byś odebrał mnie od tego człowieka i zabrał do domu. Do naszego domu. Tego który kochałem. Ale Ty patrzyłeś niewzruszony, przez chwilę, potem odwróciłeś się z hardą miną…
Położono mnie w wąskiej klateczce, na jakimś ręczniku… I gdzieś zabrano… Z daleka od domu. Z daleka o Ciebie…
Stół, na którym mnie złożono był zimny jak moja buda zimą. Majaki latały mi przed oczami. Zawyłem cichutko ostatni raz prosząc abyś przyszedł…
Ludzie obok rozmawiali. Oboje głaskali mnie czule. Tak jak kiedyś Ty…
Usłyszałem:
- … się, że nic już nie da się dla niego zrobić… - mówił kobiecy głos. Łamał się jakby pod ciężarem tych słów.
- Szkoda… Taki ładny, spokojny pies… - odparł męski głos.
Potem usłyszałem kroki… Mężczyzna najwyraźniej się oddalił. Zebrałem resztkę sił i podniosłem głowę. Odczułem nagle spokój. Całkowity. Nie bałem się i nie czułem nic. Kobieta podeszła do mnie i znów pogłaskała czule. Patrzyła mi w oczy, a ja jej. W kącikach jej oczu szkliły się łzy. Jej dotyk był taki upojny…
- Już dobrze – mówiła – Już wszystko jest dobrze. Nie będzie bolało… Już nigdy…
Ukłuła mnie czymś.
Nim zasnąłem, poczułem jak pocałowała mnie w nos… A ja zaskomlałem ciche: „Kocham Cię, mój właścicielu…”
Wtedy. Teraz. I już na zawsze…



Mi. - 21-11-2006 16:26
o boże... Kamcia... popłakałam się:-(To straszne...:-(

:placz: :placz: :placz: :placz: :placz:



Rybc!a - 21-11-2006 16:49
Ja też. Ludzie są straszni... :placz:



Kamcia_14 - 28-12-2006 00:26
Barbara Borzymowska
"PSIA DUSZA"


To tylko pies, tak mówisz, tylko pies...
A ja ci powiem, że pies to czasem więcej jest niż człowiek.
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz, psia dusza większa jest od psa.
My mamy dusze kieszonkowe...
Maleńka dusza, wielki człowiek.
Psia dusza się nie mieści w psie.
A kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie.
A kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba,
To niedaleko pies wyrusza, przecież przy tobie jest psie niebo,
Z tobą zostaje jego dusza.

Iwan Turgieniew "Pies"


Jesteśmy w pokoju we dwoje: mój pies i ja. Za oknami wyje zawierucha.
Pies siedzi przedemną i patrzy mi prosto w oczy.
I ja także patrze mu w oczy.
Jak gdyby chciał mi coś powiedzieć.
Jest niemową, nie ma słów, sam siebie nie rozumie, ale ja go rozumiem.
Rozumiem, że w danej chwili i jego i mnie ozywia to samo uczucia, że między nami nie ma żadnej różnicy...
Jesteśmy identyczni, w każdym z nas oby pali się i świeci ten sam chwiejny pomyk.
Śmierć przyleci, zamachnie się swym zimnym, szerokim skrzydłem...
I nadejdzie kres wszystkiego.
Kto potem dojdzie, jaki płomyk palił się w każdym z nas.
O nie. To nie zwierzę i człowiek spoglądają na siebie
To dwie pary jednakowych oczu nie mogą się od siebie oderwać.
I w kazdej z tych par, w zwierzęcej i ludzkiej- jedno życie tuli się lękliwie do drugiego...



wiska - 31-12-2006 13:47
Bardzo smutne sa te opwiadania...:-(
Mazeby cos weselszego??Poszukam w internecie...:razz: ;)



Rybc!a - 31-12-2006 13:56
Don Clark
Szczeniaki na sprzedażWłaściciel sklepu przytwierdził nad wejściem tabliczkę z napisem: "Szczeniaki na sprzedaż". Takie ogłoszenia zazwyczaj przyciągają dzieci, toteż niebawem w sklepie pojawił się mały chłopiec.

- Po ile pan sprzedaje swoje szczeniaki? - zapytał.

- Tak po 30 do 50 dolarów - odparł właściciel.

Chłopczyk sięgnął do kieszeni i wydobył z niej kilka drobnych monet.

- Mam 2 dolary i 37 centów - powiedział. - Czy mógłbym zobaczyć te pieski, proszę pana?

Sprzedawca uśmiechnął się i zagwizdał. Z budy wyszła Lady. Truchtem pobiegła przez sklep, a za nią potoczyło się pięć malusieńkich, drobniuteńkich kuleczek. Jedno ze szczeniąt wyraźnie zostawało w tyle. Chłopiec natychmiast wskazał na nie nadążającego za resztą, kulejącego psiaka i spytał:

- Co mu się stało?

Właściciel wyjaśnił mu, że badał go już weterynarz i okazało się, że psiak ma niewłaściwą budowę biodra. Zawsze już będzie kulał, na zawsze pozostanie kaleką.

Chłopiec zapalił się natychmiast.

- Właśnie tego szczeniaka chciałbym kupić! - oznajmił.

- Nie, nie. To niemożliwe, byś chciał kupić tego pieska - odparł sprzedawca. - Jeśli naprawdę ci na nim zależy, po prostu ci go dam.

Chłopczyk wyglądał na poważnie zdenerwowanego. Spojrzał właścicielowi prosto w oczy i wskazując palcem, odezwał się:

- Nie chcę, żeby pan mi go dawał. Ten piesek jest wart co do grosza tyle samo co pozostałe szczeniaki i zapłacę za niego całą sumę. Właściwie, to zapłacę panu teraz tylko 2 dolary i 37 centów, lecz co miesiąc będę przynosił 50 centów, dopóki go nie spłacę.

Sprzedawca zaoponował:

- Ależ ty nie możesz chcieć takiego psa. On nigdy nie będzie mógł biegać, skakać, bawić się z tobą tak, jak inne szczeniaki.

Chłopczyk schylił się i podwinął lewą nogawkę spodni, odsłaniając kaleką nogę, wspieraną dużą metalową klamrą. Spojrzał na właściciela sklepu i odparł cicho:

- Cóż, ja sam dobrze nie biegam, a ten szczeniak potrzebuje kogoś, kto to zrozumie!



Kamcia_14 - 31-12-2006 22:09
Okej. To czekam :razz:.

Rybciu bardzo ładne opowiadanie . I takie wzruszające :placz:. Albo ja jakaś wrażliwa.

A dziewczyny może same piszecie jakieś ładne opowiadanie i chcecie się nimi pochwalić ?



halbina - 01-01-2007 04:55
Lubicie opowiadania? Takie smutne, tragiczne, ale i prawdziwe?... http://www.dogomania.pl/forum/showthread.php?t=37242 Zapraszam! I pozdrawiam noworocznie!



diabelkowa - 01-01-2007 14:16
rybcia swietne!



Kitka20 - 01-01-2007 15:59
Czarek Historia prawdziwa
Urodziłem się w dziwnej rodzinie, moja mama umarła zaraz po wydaniu na świat taty wogóle nie znałem. Było nas osiem ale tylko na początku po moją siostre która urodziła się bez ogonka przyszla pani z dziewczynka wahała się między mną albo nią lecz wybrała ją, a ja już traciłem wszelkie nadzieje na życie ponieważ nasz "właściciel" postanowił w inny sposób nas się pozbyć zostawił sobie dwóch moich braci a reszte...:-( widziałem jak wzioł mojego brata i przytrzymywał do ziemi aż wkońcu głowa się poturlała odcioł mu ją jak mógł to był mój braciszek do którego się przytulałem.
Nagle podszedł do mnie i mnie chwycił juz wiedziałem co ze mną będzie skamlałem aż nagle przyjechała ta sama pani co wzieła moją siostrzyczkę i powiedziała "stop tej brutalności daj mi tego pieska" uratowała mnie i wzieła do siebie. Miałem być dla jakiegoś pana któremu moja siostrzyczka się spodobała ale.. zostałem u nich i nie byłem sam do psot i zabaw miałem siostre "Zuzie" a mnie nazwali Czarek było nam cudownie psociliśmy a pomysłodawczynią zawsze była siorka.
Pamiętam jak raz wytarzaliśmy się w farbie ja byłem różowy a moja siorka czerwona hehe.
Niestety moja siora po roku czasie została brutalnie potrącona przez samochód widziałem jak moje państwo płakało wraz ze mną. Z moją rodziną przeżyłem 14 pięknych lat, córka mojej pani wyszła za mąż urodziła córeczkę a ja się bardzo cieszyłem. Niestety w 2006 roku umarła moja pani nie mogłem tego przeboleć, przestałem jeść życie mi zbrzydło i mimo że młodsza córka mojej pani starała się przywrócić sens życia i zawsze była ze mną ja tęskniłem i dwa tygodnie potem miałem ciężką noc wszystko mnie bolało pani przy mniie trwała nawet na rękach zaniosła mnie do dziwnego pana na którego ludzie wołają weterynarz, ale usłyszałem głos "on już jest stary" a potem "gdzie go pani leczy?" na odp. mojej pani że w innej lecznicy on odpowiedział to niech pani tam idzie" Nie rozumiałem dlaczego o co chodzi a pani wróciła ze mną do domu i spałem z nią w łóżku czułem się bezpieczny bo ona leżała i nie spała. rankiem wiedziałem że to koniec moich dni więc polizałem panią pożegnałem się z panem (jej bratem) i oddaliłem się żegnając się z moim domem do kuchni by sam zamknąć oczy na wieki i spotkać się z moją ukochaną pańcią w niebie...



aneta_w - 01-01-2007 16:12
:placz:cudowne :placz:



Rybc!a - 01-01-2007 16:17
Znalazłam:

Schronisko...
Dwa długie budynki, przybudówka, kuchnia i KRATY, metry, kilometry krat, siatek. Metalowe pręty, niestrudzenie czuwające. Żelazne boksy, skrzypiące drzwi, betonowa podłoga wiecznie wilgotna i My.

My - zwierzęta schroniska, niechciane, odrzucone, bite i katowane, jest nas dużo, jesteśmy różni, mali, duzi, włochaci, ale łączy nas jedno - My Nadal Kochamy...

Pies to stworzenie dziwne, nikt nie kocha człowieka równie mocno jak pies, kocha bezgranicznie, nie stawia wymagań, nawet pobite, umierające w rowie - Kocha. Potrafi zapomnieć, wybaczyć najgorsze okropieństwa, bo kocha... Najgorsze dla takiego stworzenia to zdrada, psie serce wytrzyma dużo, nie zrozumie, nawet po wielu latach za Kratami.

Jestem takim zdradzonym, przez trzy lata miałem dom, własne posłanie, ogród i Dużego, którego kochałem, Duży długo pracował, ale po pracy był czas tylko dla nas. Coś się jednak zmieniło, Duży siedział dłużej w pracy, mniej w domu. Pewnego dnia przyprowadził do domu innego człowieka, "zobacz Remi, to Agnieszka, moja dziewczyna..."
Nie wiedziałem co to znaczy, ale z oczu tej Dużej biła wrogość, ona nie była zwierzolubna.
Od czasu pierwszego spotkania już nic nie było jak dawniej, z czasem Duża wprowadziła się na stałe i na każdym kroku pokazywała mi, że jestem tu niepotrzebny. Widział to mój Duży i coraz częściej chodził smutny.
Wieczorami słychać było kłótnie w ich pokoju, ja tam nie miałem wstępu, Ona nie chciała.

W piątki zawsze wyjeżdżaliśmy z Dużym za miasto, mogłem biegać, bawić się, być wolnym jak ptaki.
W ten piątek również mieliśmy pojechać, przyszedłem przypomnieć Dużemu, że już czas, Duży pozbierał parę rzeczy i wsiedliśmy do samochodu, nie wiedziałem po co Duży zabrał moją książeczkę, smycz i kaganiec, przecież zawsze siedziałem cichutko w samochodzie.

- Dziś nie jedziemy za miasto, Remi - powiedział.
Patrzyłem na niego uważnie, może znalazł lepsze miejsce na piątkowe gonitwy?
Podróż była znacznie dłuższa, gdy już łeb zaczął kołysać się na boki, Duży ostro skręcił i stanął przed dziwnie wyglądającą, zieloną bramą.
Kazał mi wysiąść, gdzie tu można pobiegać, myślałem, nie ma trawy, nie ma drzew, tylko goła, zdeptana ziemia sucha jak wiór.
Weszliśmy razem do pierwszego pomieszczenia, długi korytarz a na końcu Biuro czyli biurko zawalone papierami, wazonik z kwiatkiem a za tym wszystkim siedziała kobieta.
- Witam Panią - zaczął mój Duży.
Dzwoniłem do Pani wczoraj i tak jak się umówiliśmy, dziś jestem, to Remi o którym mówiłem, ma trzy lata, wygląda groźnie ale to spokojny i miły psiak, mam nadzieje, że nie będzie sprawiał kłopotów, tutaj są jego rzeczy.
Duży oddał tej kobiecie smycz z kagańcem i książeczkę, obserwowałem to wszystko nie wiedząc co się dzieje, czy my gdzieś jedziemy?
Kobieta odłożyła rzeczy i podeszła do mnie, przykucnęła.
- Witaj piesku, jesteś pięknym, młodym wilczurem, może szybko znajdziesz dom.
Jaki dom!
Ja mam SWÓJ dom, mam SWOJEGO Dużego, nie chce drugiego!
Ale kobieta już trzymała w ręce smycz, Duży wychodził.
Musiałem usiąść, co się dzieje, gdzie on idzie, czemu idzie SAM?
- Nie powiedział Pan, czemu go oddaje - rzuciła kobieta.
Duży stanął, zamyślił się i odparł - wyjeżdżam i nie mogę go zabrać.
Wyszedł.

I tak skończyło się życie psa domowego a zaczęło nowe, trudniejsze - życie psa schroniskowego.

Zostałem odprowadzony z Biura i wpuszczony do pomieszczenia, które składało się z krat, siatki i dziury w ścianie, później dowiedziałem się, że te pomieszczenia nazywane są przez pracowników boksami, My nazywamy je Nadzieją...

W boksie byłem sam, dzień w dzień czekałem na swojego Dużego, przecież on wróci, pojechał, ale wróci.
Dni przerodziły się w tygodnie, tygodnie w miesiące a on nie wracał.
W tym czasie do boksu obok wpuszczono starego psa, był to nieduży, włochaty kundel, czarny jak smoła, ale pysk już miał siwy.

Od razu po wpuszczeniu poszedł do kojca spać i tyle go widziałem.
Nocami wyłem, długo i głośno, może Duży usłyszy i szybciej wróci...
Wyłem tak też tej nocy.
- Zamknij się wreszcie po łeb mi pęka! - przerwał mi Czarny.
- Ale ja wołam swojego Dużego, usłyszy i przyjedzie - odparłem.
- Nikt nie przyjedzie, trafiłeś tu bo on cię ZDRADZIŁ - warknął Czarny.
- Jak to zdradził, czemu, nie wierze! - wypiszczałem.
- Może sobie nie wierzyć, ja myślałem podobnie kiedy tu trafiłem, z czasem i ty zapomnisz - powiedział.
- Nie możesz tam mówić, twój Duży przyjedzie po ciebie, na pewno - odparłem podchodząc bliżej krat.
- Myślisz, że po 10 latach przypomni mu się? - zapytał Czarny i wrócił do kojca.
Jeszcze długo stałem jak porażony, o brzasku zawyłem, długo i przeciągle, nie wołałem już Dużego.



Niufomanka:) - 01-01-2007 18:56
Płakać się chce czytając coś takiego....:( Dlaczego niektórzy ludzie nie mają serca? :(To niesprawiedliwe, że muszą cierpieć zwierzeta.



Luzia15 - 27-03-2009 16:56
Kamcia, pięknie piszesz. Piękne opowiadanie. Bardzo smutne, ale piękne!
:placz::placz::placz:
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pspkrajenka.keep.pl

  •  

     


     

     
    Copyright 2003. Notki końskim kopytkiem napisane...